Nigdy nie uważałam się za osobę dyskryminowaną ze względu na wagę, nie przeszkadzało mi to mieć przyjaciół, miłości, fajną pracę, dobre życie.
Ale ostatnio sobie zdałam sprawę, że właściwie codziennie muszę się bronić przed licznymi wypowiedziami, które wpisałabym w przemoc symboliczną, wtrącanie się w moje ciało. Ostatnio jest jakieś natężenie. To nie są tylko przypadkowe osoby, to także osoby, które uznawałam za bliskie.
Oczywiście wszystkie te osoby robią to w „dobrej wierze”, „chcą przecież dobrze” uznając, że mają prawo do wypowiedzi na temat Twojego ciała, przecież oni wiedzą czego chcesz, co czujesz – przecież jesteś tylko zagubioną myszką, która nie potrafi decydować o sobie i codziennie rano budzi się z myślą „jestem gruba, jak to zmienić!”. Oni wiedzą jak być powinno, a jak nie jest, więc zmieniaj to natychmiast, najlepiej ich metodami. Jednocześnie żadna z tych osób doskonała nie jest, bo nikt doskonały nie jest.
Ciało grubej staje własnością wszystkich, ono wręcz prowokuje by o nim mówić, odnosić się, leczyć je, dawać dobre rady, albo po prostu nie zauważyć, że właśnie nazywasz kogoś grubym, przy innej grubej osobie.
Myślę, że grubość to nic dobrego, ale to też nie koniec świata, na prawdę, wszystko w swoim czasie i najważniejsze = moje ciało to moja sprawa, nie Twoja. Koniec. Kropka.
Czyli co słyszy grubaska, czego nie usłyszy szczupła kobieta (w Polsce, bo tu mieszkam). Myślę, że z podobnymi tekstami mogą zmagać się osoby, które jakoś się wyróżniają.
Czyli, kiedy życzliwi uznają, że mają prawo wypowiadać się o Twojej wadze.
– kiedy jedziesz Bla Bla Carem i Twoja kierowczyni w napastliwy sposób czuje się w obowiązku poinformować Cie o Twojej chorobliwej otyłości i sugerować liczne choroby, no bo przecież jestem ślepa i nie mam lustra, a także wyników badań
– kiedy jedziesz sobie na wieczór panieński i ktoś proponuje Ci, abyś usiadła z przodu, oczywiście dla „swojej wygody”, no bo przecież ktoś wie, gdzie powinnaś siedzieć
– kiedy osoba, której pomagasz mówi „no można się oprzeć, bo jesteś ładnych gabarytów”, no bo to takie śmieszne
– kiedy nowopoznana osoba proponuje Ci dietę odchudzającą, bo na pewno szukasz codziennie odchudzających diet
– kiedy seniorka z którą współpracujesz podsyła Ci informację o operacjach bariatrycznych, bo na pewno chcesz skorzystać
– kiedy wariatka na weselu sugeruje ci, że nie tańczysz, bo się wstydzisz wagi, no bo nie potrafisz o sobie zdecydować i ktoś zna Twoje ukryte uczucia
– kiedy Twój kolega się odchudza i zakłada, że na pewno jesteś zainteresowana jego metodami, no bo to chyba oczywiste
– kiedy Twoi koledzy oceniają kobiety po tym jakiego są rozmiaru, no bo to przecież kluczowe w doborze partnerki/partnera
– kiedy osoba z którą współpracuje mówi Ci, że jemu to ma być prawo zimno, ale tobie to nie, bo Cię grzeje tłuszczyk, no bo przecież to prawda oczywista
– kiedy jesteś na wakacjach i ludzie podejrzliwie patrzą, że przebierasz się w kostium, no bo przecież powinnaś się smażyć w dresie, żeby nikogo nie urazić swoją nadwagą
– kiedy znajoma zaprasza Cię na „Miesiąc bez cukru”, bo to przecież świetny pomysł i zapewne nic nie wiem o zdrowym odżywianiu
– kiedy ginekolog sugeruje, że nie masz seksu przy takiej nadwadze i tabletki zamawiasz dla koleżanki, bo przecież kto by Cię chciał
– kiedy ktoś uznaje Cię za silniejszą psychicznie, tylko dlatego że jesteś gruba, bo przecież malutką i chudziutką osobą trzeba się zająć, zaopiekować, pomóc, gruba to żołnierz i taran, wszystko zniesie, możesz jej powiedzieć wszystko
– kiedy Twój były szef bez ogródek sugeruje kogo by wyruchał, jak wypowiada się o czyimś ciele i zaczynasz widzieć, że to ma znaczenie w sposobie traktowania w kontekście zawodowym, bo to przecież decydujące w kompetencjach w pracy
– kiedy po raz tysięczny czytasz w tak zwanych mediach o jakieś kobiecie, że jest „gruba i obleśna”, „przytyła” i przez to nie jest atrakcyjna
– kiedy wujek bez ogródek potrafi Ci powiedzieć, że najatrakcyjniejsze masz duże cyce, no bo przecież dla mężczyzny jesteś głównie ciałem
– kiedy słyszysz koleżankę, która przytyła 3 kilo i ci się żali, że co ona tera pocznie, no bo przecież ją zrozumiesz, że to koniec świata
– kiedy ktoś na ulicy proponuje Ci partnera bo on też jest gruby, więc się dogadacie, bo to chyba oczywiste, że gruba nie ma swojego gustu i powinna brać co jej dają, no bo już, żeby zapytać, czy ma partnera to bezsensu
– kiedy Twój przyjaciel bez ogródek mówi Ci, że nie jesteś nawet na poziomie zero jeżeli chodzi o atrakcyjność, bo poziom zero jest dla szczupłych, bo to chyba oczywiste, że wszyscy maja taki sam gust… wtedy zaczynasz się zastanawiać się, czy Wy aby serio się przyjaźnicie
– kiedy mama znajomego mówi mi, gdzie powinnam wyjechać (do jakiego kraju), bo tam lubią grube, jakby szukanie partnera, to był jedyny cel w życiu (mam partnera, ale to już inna kwestia)
– kiedy jedziesz autobusem, a grupa nastolatków bardzo głośno wypowiada się przy Tobie o koledze „ale on miał dziewczynę, ona chyba ważyła ze sto kilo, ale obciach”, no bo przecież oni mają prawo oceniać, kto jak się dobiera w pary
itd. itp. i wiele innych „kiedy” i „bo”.
Niby nic strasznego, niby można obrócić w żart, niby „trzeba mieć dystans”… ale mi takie wypowiedzi przeszkadzają, są permanentnym naruszaniem moim granic. STOP. NIE ZGADZAM SIĘ.
Autor: Simone Magdalena Wolnowski