Depresja. Słowo to samo w sobie już brzmi strasznie. Gdy je usłyszymy od razu do głowy przychodzą różne skojarzenia, ale żadne z nich nie jest pozytywne. Widzimy w głowie obrazy przytłaczającego smutku, wizyt u psychiatry lub ogromnego cierpienia. Za słowem depresja nie kryje się nic dobrego. Ludzie są w stanie wymienić nieskończoną ilość wad tej choroby. Ale czy ktoś pomyślał o istnieniu jej zalet? Wiem, że te dwa słowa zalety depresji brzmią jak oksymoron i mogą brzmieć jak absurd. Ale od trzech lat sama choruję na tą chorobę i mogę stwierdzić, że depresja ma swoje wady jak i zalety. A na pewno moja. Chciałabym się z Wami podzielić tym, co depresja mi dała, a co zabrała.
Przede wszystkim zabrała mi wiele dni, tygodni, miesięcy. Dni spokojnego życia, w którym mogłam spełniać swoje marzenia i chodzić do wesołego miasteczka. Nie pozwoliła mi być normalną dorastającą osobą, dla której wyjście z łóżka nie byłoby żadnym problemem. Zabrała mi czas, którego już nie odzyskam. Czas, w którym mogłam być szczęśliwa, beztroska i tak zwyczajnie spokojna. Depresja nie pozwoliła na to. Zabrała radość, siłę, nadzieję. Okradła mnie z wielu rzeczy z wielu wydarzeń, w których mogłam uczestniczyć, a tego nie zrobiłam. Zabrała mi poczucie własnej wartości, które do tej pory wciąż usiłuję na nowo zbudować i poczucie bezpieczeństwa. W najgorszych momentach zabrała mi życzliwość dla bliskich. Codziennie kradła mi dobry nastrój i dobre myśli. Zabrała mi bliskich znajomych. Udowodniła im, że nie mają wystarczającej siły, aby ze mną zostać. Zabrała mi spokojne noce, a w zamian za to dała koszmary i brak snu. Zabrała mi klucz do uśmiechu. Zabrała mi zdrowie i pewną cząstkę mojego życia. I wciąż mi zabiera. W niektóre dni, gdy jest gorzej zabiera mi radość, uśmiech, energię. Czasem, gdy nie patrzę ona zakrada się i próbuje mną kontrolować. Chce być moją przyjaciółką, którą będę trzymać za rękę. Nie poddaje się, cały czas próbuje mi coś lub kogoś zabrać. W niektórych chwilach, gdy się zamyślam, mam wrażenie, że ciągle jestem jej więźniem, tylko kajdanki są niewidoczne.
A co mi dała? Gdyby nie depresja, nie trafiłabym do szpitala psychiatrycznego i nie poznałabym tamtych wspaniałych osób, z którymi do dziś mam kontakt, nie poznałabym mojej cudownej pani psycholog i nie poznałabym siebie tak dobrze, nie dojrzałabym, nie byłabym tak bardzo świadoma wielu rzeczy jak teraz. Dzięki pracy z panią psycholog odkryłam siebie na nowo, nauczyłam się nowego, zdrowego myślenia i wciąż uczę się wielu rzeczy. Depresja pozwoliła mi na jeszcze większe rozwinięcie mojej empatii i wrażliwości. Gdyby nie moja choroba i cały proces leczenia nie byłabym tak blisko z rodzicami. Ona mi pokazała, że zawsze mogę na nich liczyć. Podarowała mi również umiejętność dostrzegania wielu rzeczy, umiejętność rozumienia, widzenia i czucia o wiele więcej niż inni ludzie. Dzięki depresji poznałam wiele ciekawych osób i wiele ciekawych historii. Każda z nich coś wniosła do mojego życia. Przez chorobę utwierdziłam się w przekonaniu o mojej życiowej misji. A jest nią niesienie pomocy drugiemu człowiekowi. Jeszcze bardziej zaczęłam zwracać uwagę na innych ludzi i nieść im pomoc. Teraz jestem pewna, że w przyszłości zostanę psychoterapeutką.
Czasem zadaję sobie pytanie, czy jeśli mogłabym cofnąć czas i sprawić, że nigdy bym nie zachorowała na depresję i nie przeżyła tego, co przeżyłam, czy bym to zrobiła. I odpowiedź brzmi: nie. Bo gdybym to zrobiła to tak jakbym usunęła cząstkę samej siebie. A gdybym miała powiedzieć, czy depresja więcej mi zabrała, czy dała odpowiedziałabym jednak, że zdecydowanie więcej zabrała. Że przyniosła tylko niewyobrażalny ból. Że były momenty, w których ją przeklinałam. Ale muszę pamiętać, że dzięki niej też coś zyskałam. Muszę pamiętać, że medal zawsze ma dwie strony.
Autorka: Magdalena Pisarska
Zdjęcie: pixabay.com – Ramdlon