Olu, masz 19 lat, a 3 lata temu zauważyłaś u siebie pierwsze oznaki choroby afektywnej dwubiegunowej. Jakie to były objawy?
– Dokładnie to 20 kończę za pół roku. Przede wszystkim objawy depresyjne, które mijały po kilku tygodniach (lub miesiącach) i następował okres nazywany przeze mnie „normalnym” i „zdrowym”, czyli nastrój podwyższony, gdzie energia ze mnie buzowała.
Czyli rozumiem, że miałaś typowe objawy depresji jak smutek, spadek energii, utrata zainteresowań, niepokój, zmęczenie, myśli pesymistyczne?
– Tak, były bardzo zauważalne. Poza tym byłam bardzo drażliwa, impulsywna i łatwo wpadałam w ataki złości – ale to skutek innego zaburzenia jakie posiadam, borderline personality disorder. Jeśli chodzi o niepokój był szczególnie uciążliwy, często przeradzał się w ataki lękowe lub paniki. Rozumiem, czy mogłabyś dokładniej opisać, jak wygląda u ciebie przebieg manii i jak długo trwa?
– Częściej niż manię miewałam hipomanię – czyli łagodniejszą postać tej pierwszej. Nagle z dnia na dzień cała otoczka smutku i niechęci do życia mijały. Zaczynałam być pełna energii, robiłam wszystko to, czego nie byłam w stanie podczas epizodu depresyjnego. Często też byłam bardzo drażliwa i najmniejsza rzecz wyprowadzała mnie z równowagi. Mimo wszystko nadrabiałam stracony czas podczas depresji (która trwała kilka tygodni lub miesięcy) w kilka dni. Byłam nie do poznania, wszędzie mnie było pełno. Bywałam wręcz uciążliwa dla innych swoją dynamiką wykonywanych czynności a przede wszystkim ilością wykonywanych czynności! To była taka nieuzasadniona euforia. Wiele osób pewnie myśli, że to dobry objaw, niestety tak nie jest. Często podczas manii bądź hipomanii występowała duża chwiejność emocjonalna – większa niż podczas spadku nastroju. Człowiek jest wtedy jak tykająca bomba, a energia nie zawsze jest zużywana w sposób pozytywny.
Czy podczas manii zdarzyło ci się zrobić jakąś ”dziwną” lub niecodzienną rzecz?
– Tak, często w środku nocy nachodziła mnie chęć na porządki. Wtedy wydawało mi się, że nie mogą poczekać do rana, więc o 2 w nocy przewracałam pokój do góry nogami i wszystko układałam od nowa. Wydawanie pieniędzy na typowe pierdoły – brak umiaru w tym, wydawało mi się że jestem Boginią i mogę wszystko zrobić w tym czasie. Poza tym często moja miłość próbowała mi wybić z głowy tego typu czynności podczas manii, co powodowało u mnie niezwykłą frustrację i gniew. Było mi dobrze podczas euforii i wściekałam się na każdego, kto próbował ją 'uspokoić’. Ach no i słowotok! Mogłam mówić bez końca. No i bardzo lekkomyślne działania jak picie alkoholu bez umiaru, szybka jazda autem (przez borderline było to bardzo nasilone).
Podobno ktoś, kto nie cierpiał na ChAD nie potrafi tego stanu sobie wyobrazić. Dlaczego?
– Bo to nie jest zwykłe, normalne i zdrowe funkcjonowanie (mimo, że tak to określałam przez bardzo długi czas – nieświadomie) oczywiście mówię cały czas o manii/hipomanii. Jest się wtedy narażonym na lekkomyślne działania. Poczucie, że jest się Bogiem, że wszystko można – a mimo wszystko bardzo duża drażliwość i impulsywność. Następnie z dnia na dzień ten stan mija i wraca się do tego całego pesymizmu, autodestrukcji (tym razem bardzo świadomej i zamierzonej), płaczu i beznadziei.
Czy podczas tych 3 lat doświadczyłaś myśli, prób samobójczych lub, czy się okaleczałaś?
– Tak, szczególnie w tym okresie na początku szkoły średniej – bardzo często pojawiały się okaleczenia, próby samobójcze były bardzo impulsywne i nieprzemyślane. Myśli samobójcze były na porządku dziennym (nawet podczas rozchwiania emocjonalnego podczas manii).
Jaka była reakcja rodziny i znajomych na początku, a jak się teraz zachowują wobec ciebie, wobec twojej choroby?
– Mój tata w tamtym momencie już nie żył, mama była bardzo zaniepokojona. Pamiętam do dziś jak leżałam na swoim łóżku cała we łzach, a ona położyła się koło mnie i powiedziała do mojej siostry: „musimy jej pomóc”. Moja dobra przyjaciółka zauważyła mój epizod depresyjny, dostrzegła rany na ciele i poinformowała pedagog szkolną o całej sytuacji. Obecnie moja rodzina już przywykła, że jestem jak to mówią „wyjątkowa i zaburzona”, jeśli mam cięższy czas to oczywiście służą pomocą i wsparciem. Grono znajomych ma pojęcie o mojej chorobie i problemach, są bardzo empatyczni i wyrozumiali…a Ci co nie byli – już ich w moim życiu nie ma.
A powiedz mi na swoim przykładzie, jak osoba z tą chorobą funkcjonuje w społeczeństwie? Nie mówię już o rodzinie, ani o znajomych.
– Powiem Ci, że dość ciężko. Szczególnie, kiedy nadchodzi lato i jest za ciepło żeby chodzić w swetrach. Wtedy jak można się domyślić – moje blizny po samookaleczeniach są bardzo widocznie i niejednokrotnie komentowane. Ludzie często nie rozumieją z czego to wynika, uznają za „głupią modę” i „błaganie o uwagę”. Poza tym obudziła się we mnie fobia społeczna – przebywanie w dużej zbiorowości wywołuje we mnie ataki paniki. Nie raz wejście do sklepu graniczy z cudem albo pójście do lekarza rodzinnego. Poza tym moja choroba nie jest zauważalna jak choroba fizyczna. Trzeba ze mną spędzić trochę czasu żeby ją zauważyć.
Rozumiem. A jak wyglądał twój proces leczenia i jak wygląda?
– Na początku trafiłam do lekarza psychiatry w mieście niedaleko swojej miejscowości – miałam wtedy 16 lat, więc oczywiście specjalizującego się w zaburzeniach dzieci i młodzieży. Rozpoznała u mnie objawy zaburzeń depresyjnych, przy czym moja pedagog upierała się, że to nie jest tylko depresja młodzieńcza. Pojechałam do innej specjalistki i tam została postawiona prawidłowa diagnoza, potwierdzona potem przez psychiatrę dla dorosłych (po ukończeniu 18 rż. musiałam przejść pod opiekę psychiatry dla pełnoletnich). Terapeutów przerobiłam sporo, po ponad roku trafiłam na tą odpowiednią, która ma mnie pod swoją pieczą po dzień dzisiejszy. Dodając – potwierdzona również przez moją obecną psychoterapeutkę, czyli ChAD + borderline jak wspominałam wcześniej. Jeszcze prostując (dla ludzi, którzy uwielbiają się do tego przyczepiać) – miałam diagnozę nieprawidłowo rozwijającej się osobowości, borderline zostało potwierdzone ostatecznie przed moimi 19 urodzinami. A diagnoza ChAD towarzyszyła mi cały czas.
Czy można żyć z chorobą afektywną dwubiegunową wiedząc o niej, ale uciszać ją w sobie i walczyć z nią samemu, tak aby inni tego nie zauważyli?
– Nie da się, to jest jak z chorobą fizyczną – nowotworu sama nie uciszysz, tak samo jak zapalenia płuc czy złamanej ręki. Zawsze widać, że coś jest nie tak – trzeba być tylko spostrzegawczym, bo tacy ludzie 'lubią zakładać maskę’.
Tak, to prawda. A czy słyszałaś jakieś mity o chorobie? Albo ktoś jakiś mit odwołał do ciebie?
– Raczej stereotypy – że mam za dobrze, za mało przeżyłam i „w głowie mi się przewraca”….lub jestem za młoda żeby mówić o jakichkolwiek problemach, bo moim jedynym problemem jest nauka i to, żeby zdać maturę. Poza tym, takie słowa jak „a próbowałaś dzisiaj poczuć się lepiej i się postarać?” albo „wyjdź do ludzi, to Ci przejdzie ta cała depresja” i wiele, wiele innych. Często też ludzie w szkole lub w klasie mówili, że udaję żeby nie chodzić na lekcje (miałam i mam nauczanie indywidualne).
Co dla ciebie jest gorsze, stan depresji czy stan manii i dlaczego?
– Stan depresji, wtedy czuję się bardzo źle – często nie mam siły wstać z łóżka, płaczę, odwołuję lekcje i mam natężone myśli samobójcze, akty samookaleczeń. Po prostu wegetacja, a nie życie.
A jak się czujesz na co dzień, teraz?
– Jestem bardzo chwiejna emocjonalnie, więc w ciągu dnia mój nastrój potrafi się zmienić kilka lub kilkanaście razy. Jest to życie na krawędzi, nigdy nie wiesz kiedy z depresji wejdziesz w stan manii – mimo stabilizatorów nastroju jakie przyjmuję.
Czy mogłabyś powiedzieć o przyczynie, lub przyczynach choroby?
– Przyczyn było bardzo wiele – całe dzieciństwo wychowywałam się z ojcem alkoholikiem, który w okresach trzeźwości był bardzo apodyktyczny. Byłam ofiarą prześladowania w szkole, molestowania seksualnego aż w końcu trzykrotnego gwałtu. Nie miałam nigdy okazywanej miłości przez rodziców (zmieniło się to u mojej mamy kiedy zrozumiała, że jestem chora), żadnego wsparcia i prawdziwej przyjaźni (w okresie dzieciństwa i dojrzewania). W klasie podstawowej byłam wyśmiewana, poniżana i gnębiona. Już wtedy rozpoznałam u siebie pierwsze objawy zachwiań nastroju. W gimnazjum, kiedy alkoholizm mojego taty się nasilił (a potem zmarł), dodatkowo doszła przemoc seksualna – było to apogeum, które swoje epicentrum miało na początku szkoły średniej.
Rozumiem. Czy jest, czy widzisz jakikolwiek plus tej choroby, czy ona cokolwiek ci dala? Czy nie można mówić o żadnych pozytywnych stronach?
– Jedyna pozytywna strona tej choroby – przekonałam się na kogo mogę liczyć, a na kogo nie. Zrobiłam selekcję wśród grona swoich znajomych, w którym zostali tylko Ci, którzy wykazali się jakąkolwiek pomocą i empatią w moją stronę (acz działa to obustronnie oczywiście, nie widzę tylko siebie w tych relacjach bo wiele z moich znajomych również ma problemy natury psychicznej).
Jakie jest twoje marzenie?
– Odnaleźć stabilizację w życiu – zdać jak najlepiej maturę i iść na studia. Miłość już zyskałam, teraz czas na samorealizacje. Oczywiście w końcu osiągnąć wymarzone szczęście, ale jest to sprawa indywidualna. Stabilizacja nastroju to moje największe marzenie. Stanowczo.
I ostatnie pytanie, czy chciałabyś coś przekazać ludziom również chorym? A może i innym?
– Ludzka psychika jest bardzo złożona, nasze nastroje bywają różne. Przede wszystkim – mamy prawo czuć się źle, mamy prawo odwołać wszystkie spotkania i zostać w łóżku, wypłakać się. Ważne jest, żeby następnego dnia wstać, podnieść się i zrobić wszystko, żeby czuć się lepiej. Znaleźć sobie zajęcie, hobby – moim stało się pisanie wierszy i opowiadań. Jest to część terapeutyczna, bo zamiast zrobić sobie kolejne rany na skórze – biorę długopis i wyrzucam z siebie wszystkie złe emocje. Zagłębiam się w książki – głownie psychologiczne, przez moje doświadczenia psychologia jest dziedziną, która bardzo mnie pochłonęła. Nie należy wstydzić się swoich zaburzeń, są to choroby jak każde inne, im więcej będziemy o nich mówić – tym bardziej będą one rozumiane. Po każdej burzy wychodzi słońce. Zła chwila, dzień czy tydzień jest w pełni akceptowalny, to tylko godziny w których czujemy się źle – po nich następuje okres lepszy, następnie gorszy. ChAD to sinusoida nastroju, ale trzeba nauczyć się z nią żyć i podjąć się leczenia. Dla osób, które nie chorują – zwracajcie uwagę na zachowania swoich bliskich, często pod maską uśmiechu i pseudo dobrego samopoczucia kryje się zraniona dusza, która wymaga kremu łagodzącego w postaci dobrego słowa, pomocy. To, że ktoś się uśmiecha nie znaczy, że nie cierpi. U osób chorych na depresję, ChAD występują dni bez deszczu i z deszczem, bez burzy i z burzą. Oczywiście mówię metaforycznie. Sama przeszłam piekło na ziemi, którego nie oddadzą żadne słowa. Trzeba szukać pomocy i chcieć zmiany.
Olu, bardzo dziękuję Ci za rozmowę, za szczerość, a przede wszystkim za zaufanie!
Wywiad przeprowadziła Magda Pisarska, wolontariuszka Fundacji Zobacz…JESTEM
Autorka grafiki: Dominika Monika Nowak