A Ty?

Zwrócenie się o pomoc może wydawać się trudne. Nie wiemy jak, do kogo i gdzie. Nie do końca rozumiemy, co się z nami dzieje. Czujemy, że mamy problem, ale to bagatelizujemy. Przecież „inni mają gorzej”. Jednak nawet najsilniejsza osoba jest silna do pewnego czasu. Dlatego warto działać jak najszybciej. Niestety często spotykamy się ze stygmatyzowaniem osób z zaburzeniem psychicznym. Co z pewnością niczego nie ułatwia. Mając na uwadze zwykle niską świadomość ludzi o tym, czym jest zaburzenie, postanowiłam cofnąć się do czasów szkolnych. Chciałabym pokazać, jak to u mnie wyglądało.  

Depresja jest jedną z najczęściej występujących chorób na całym świecie. Może dotknąć  nawet najbliższe nam osoby. Jednak dość rzadko się o tym mówiło w moim otoczeniu, prawie w ogóle. W większości kojarzyło się to ze skrajnościami takimi, jak próby samobójcze. Nikt nie mówił, czym jest zaburzenie psychiczne. Psycholog szkolny był niewidoczną postacią. Śmiano się z samookaleczeń. Kiedy coś komuś nie wyszło, to mówił w żarcie „idę się pociąć”. Było tak, że większość nie brała zaburzeń psychicznych na serio. Jednak co się dziwić, jeśli młodzież jedyną styczność z tym miała w telewizji albo w gazetach z nagłówkami takimi jak: „ Popełnił samobójstwo – żona go zostawiła”. Mieliśmy tylko styczność ze strasznym skutkiem. Nikt nie mówił na czym to polega i co mogło się dziać przed. Żyliśmy w nieświadomości, że depresja może spotkać nawet kogoś z naszego otoczenia. Tak też się stało. Byłam wtedy w gimnazjum. Na korytarzu wpadłam na znajomą, która powiedziała mi o tym, że W. popełniła samobójstwo. Myślałam, że to jakiś bardzo głupi żart. Niestety nie. W. była jedną z najbardziej pozytywnych osób w szkole. Zawsze uśmiechnięta. Działała w samorządzie szkolnym. Była odważna i przebojowa. Otaczała się gronem znajomych. Praktycznie wszyscy ją lubili. Wieść o jej samobójstwie wszystkich zszokowała. No bo przecież jak to się mogło stać? Była taka szczęśliwa. Niestety nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Zdarza się, że ludzie ukrywają swoje prawdziwe uczucia, problemy. Życie w ten sposób może być dla nich koszmarem. Często zrzucają maskę, kiedy nikt nie patrzy. Czują się wtedy jak pozostawieni sami sobie. Są samotni w swoim świecie, do którego może nawet chcieliby kogoś wpuścić, ale zbyt ich to przeraża. Nie wiedzą jak to powiedzieć. Boją się reakcji drugiej osoby. Sytuacja ta pokazuje, że nie jest to jedynie odległy temat z gazet. Myśl „nas to nie dotyczy” nie zawsze się sprawdza. Błędne jest stwierdzenie, że jeśli nie będziemy o tym mówić, to problemu nie będzie. Dlatego wiedza na temat zaburzeń powinna być szerzona nawet u dzieci w szkole.  Nie chodzi o to by, je straszyć. Wystarczy rozmowa. Pokazanie, do kogo mogą się zwrócić. Powiedzenie, że nie są same, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto ich wysłucha. To nie jest łatwy temat. Dlatego trzeba uświadamiać nie tylko dzieci, ale również rodziców. Żeby nie byli obojętni na znaki, jakie często dają dzieci. Może to być mniejsza chęć do rozmów, wycofywanie się, odchodzenie od rzeczy, które wcześniej sprawiały im przyjemność. Objawów, jak i przyczyn, jest wiele. Powinniśmy być świadomi tego, że rozmowa jest potrzebna. Tak mała rzecz może wiele zdziałać. Jeśli dzięki temu możemy ocalić czyjeś istnienie, to czy nie warto?

W tej chwili działają organizacje, które mówią o zdrowiu psychicznym, prowadzą warsztaty, piszą artykuły. Jednak to od nas zależy, czy to wszystko dotrze dalej. Na przykład do osoby takiej jak W. Często ludzie machną ręką i myślą „ktoś inny się tym zajmie”. Jednak to nie na tym polega. Chcąc coś zdziałać, powinniśmy się zaangażować. Czasami wystarczy nawet udostępnienie postu danej kampanii czy organizacji. Nigdy nie wiadomo. Może w gronie twoich znajomych jest osoba, która szuka pomocy? I może to sprawi, że będzie wiedziała do kogo się zwrócić. Mamy wpływ na to, co będzie dalej. Ja już to wiem. A Ty?

Autorka: Julia Kielak, Wolontariuszka

Zdjęcie: Anna Cz